To rozdział pierwszy, niebetowany, nie bijcie proszę? >.< Przepraszam, że tak długo, ale wena mnie opuściła i nie chciała wrócić ;-; ale już jest ^^ A więc, zapraszam na....
ROZDZIAŁ 1
Pierwszy dzień.... zabijcie mnie.... Idę korytarzem, ale każdy patrzy na mnie jak na nowy okaz w ZOO, ech.... trzeba się będzie przyzwyczaić, ale wracając, chodzę tym korytarzem dobre pół godziny, ale nikt nie raczył mi pomóc, podejść, powiedzieć "cześć", a nawet szeptać "ej, to ta nowa?" "nie wiem, gapmy się na nią, na pewno nie potrzebuję pomocy...", w sumie to im się nie dziwię, kto normalny przeprowadza się w połowie roku szkolnego? No własnie nikt.... Oprócz mnie!Nie będzie żle, na pewno znajdę tu wielu przyjaciół i w ogóle... Nie Su, nie umiesz kłamać, nawet sama przed sobą. Z cichym westchnieniem zakończyłam moja pielgrzymkę po korytarzu głównym. Oparłam się o ścianę i z cichym przekleństwem osunęłam się na podłogę. Na szczęście chwilę wcześniej zadzwonił dzwonek i nikt nie widział mojej "agonii". Może to i dobrze? Nie chcę mieć reputacji samotnego emosia ze skrzywioną psychiką.... W sumie mój strój wskazuje na coś innego... Ale ubrałam się tak, jak zwykle. Czarna koszulka na grubych ramiączkach ze znakiem Kanji oznaczającym "niebezpieczeństwo", do tego sięgajacą przed kolano spódniczka, wzorowana na połączenie Gothit Lolita z tradycyjnym stylem gotyckim, tzn: masa czarnych koronek, szkocka krata, pasek nabijany ćwiekami z którego zwisają różnorakie łańcuszki; grube, czarne rajstopy ( żeby , gdy będę zmuszona kogoś kopnąć nie było mi widać majtek.... w sumie... to się wytnie! tego nie było, ok?, idziemy dalej), wysokie, czarne glany obszyte fioletową nitką z zielonymi sznurówkami , masa wisiorków itd, itp. Moje włosy w niezbyt "typowym" kolorze (naturalny, przysięgam !) zostawiłam rozpuszczone, więc opadały mi na plecy, a długie kosmyki wpadały do oczu ograniczając widoczność...-Hej, wszystko...w porządku..?
"Ciekawe, kto to powiedział"-pomyślałam (wyczujcie sarkazm.... dop. Aut.)
Teatralnie westhnełam i odpowiedziałam głosem przesiąkniętym ironią:
-Jasne, doskonale. Jestem nowa, nie znam nikogo, ale czuję się świetnie. To właśnie dlatego zdycham tu już pół godziny próbując znależć gospodarza szkoły, bo nikt nie zechciał mi pomóc! A co u ciebie!?-ostatnie dwa zdania powiedziałam lekko podnosząc głos ze zdenerwowania (czyt. wydarłam się na Bogu ducha winnego chłopaka.)
-Bardzo mi... przykro, ale nie krzycz.- powiedział lekko speszonym, ale wciąż spokojnym głosem
"Wow, ja bym nie umiała być tak opanowana, zwyzywałabym się od przodków" pomyślałam i postanowiłam zobaczyć twarz mojego rozmówcy, zamiast gapić się na jego buty, które, na marginesie, były BARDZO oficjalne. (nie wiedziałam, jak inaczej ująć ich wygląd, porzepraszam :') dop.Aut)
Przede mną stał dosyc wysoki chłopak o złotych włosach i oczach tego samego koloru. Muszę przyznać, że był przystojny, ale po jego stroju widziałam, że jest kompletnie i niezaprzeczalnie nie w moim typie : Biała koszula zapięta na ostatni guzik, niebieski krawat zawiązany tuz pod szyją, spodnie khaki...
-Jak się nazywasz?-spytał uśmiechając się. Musze przyznać, że uśmiech tez miał ładny...
-Jestem Sucrette, "ta nowa"-mruknełam cicho podnosząc się z ziemi.
-Rozumiem, ja jestem Nataniel, Gospodarz- odpowiedział wciąż się uśmiechając. Ciekawe, czy ktos mu płaci za to uśmiechanie się... albo może ma porażenie nerwów twarzoczaszki, albo, no nie wiem... po prostu NIKT nie może się tak długo uśmiechać sam z siebie, ale może tutaj ludzie są... mili? Nie tak jak na moim starym osiedlu, gdzie nawet sprzedawczyni w sklepie przy bloku wydzierała się na co trzeciego klienta? Hmm.... trzeba się będzie przyzwyczaić do tej dobroci.. Zerknęłam na blondyna, który wpatrywał się we mnie wyczekujaco. Zadał pytanie! I pewnie oczekuje odpowiedzi.... Co robić, co robić?! Mam, na nauczycieli w stolicy ZAWSZE działało. Po chwili przytaknęłam uśmiechając się nieco sztucznie.
-Więc? - spytał lekko zdezorientowany.
"o fak, jestem w dupie"-pomyślałam spanikowana. Nie chciałam pierwszego dnia szkoły podpaść...Głównemu Gospodarzowi szkoły, a on, sory,ale wyglądał na służbiste.
-Po...powtórzysz pytanie- spytałam cicho ze sztucznym uśmiechem
-A, tak, pytałem się o dokumenty, twoja teczka nie jest kompletna, i chciałem wiedzieć, kiedy zamierzasz ją uzupełnić?
ufff... chodziło mu o dokumenty, mam szczęście, nie powiem....Jeżeli szczęściem można nazwac to, co mi się przytrafia, to tak, mam OGROMNE szczęście (patrz prolog dop. Aut.)
-A czego brakuje?-spytałam pewnym siebie głosem.
-Nie dostarczyłaś zdjęcia i opłaty za teczkę, która wynosi 20$-powiedział tak, jakby wyuczył sie tej regułki na pamieć.... Z cichym westchnieniem sięgnełam do torby po portfel. Pewnie myślicie sobie"o co jej chodzi, jest teraz bogata"..... Może i moja ciocia jest dziana, ale ja wciąż zamierzam być samowystarczalna, sama zarabiam na swoje ciuchy i wszystko, co ma związek ze mną. Agata już od dawna próbuje mi to wyperswadować mówiąc ciągle "nie musisz pracować, masz dopiero 16 lat, ja mam pieniądze. One są teraz też twoje", ale ja wiem swoje i wole być niezależna finansowo.... Patrzyłam właśnie na te durne 20$, to wszystko, co zostało mi z dawnej pracy. Kiedyś pracowałam na pół etatu w sklepie odzieżowym u wujka Cinny, on też tam pracował, jego wujek jako szef był świetny. Pamiętam, jak każdego wieczoru przyjeżdżała do mnie mama, czasem z tatą, i jechaliśmy na pizze, a potem siedzieliśmy w domu i oglądaliśmy filmy do 23:00... To są wspaniałe wspomnienia... Otrząsnełam się i dałam chłopakowi pieniądze, jakoś nie mogę zapamiętać jego imienia...
-Dobrze, chodż do pokoju gospodarzy, tam będzie lepiej rozmawiać..-powiedział idąc wolno w stronę najbliższych drzwi. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że wciąż stoimy na korytarzu. Weszłam do pomieszczenia. Pokój jak pokój, podobny do chłopaka, oficjalny. Było tam kilka złączonych ławek, krzesła, szafki na dokumenty i jakaś roślina, nic specjalnego. Usiadłam a blondyn zaczął grzebać w metalowej szafce. Po chwili odwrócił się do mnie z triumfalnym usmiechem, a ja mimo woli, równierz się uśmiechnęłam.
-To twoja teczka, brakuje jeszcze tylko zdjęcia. Jakbyś potrzebowała pomocy, to zwykle jestem tutaj.
-OK, dzięki- powiedziałam wciąż nie mogąc przypomnieć sobie jego imienia. Wstałam i udałam się do wyjścia. Znów przerwa i znów podziwianie zagrożonego okazu w ZOO. Niezręczne.
Na szczęście chwile póżniej wszyscy wrócili do swoich spraw. Odetchnęłam i dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie mam pojęcia, gdzie mogę zrobić to zdjęcie, pięknie kurwa....
Z cichym przekleństwem postanowiłam zapytać o to pierwszą lepszą osobę, która mi się nawinie. Zauważyłam trzy dziewczyny stojące przy szafkach : jedna azjatka, druga szatynka z kolczykiem w brwi, i chyba ich "szefowa", blondynka o spojrzeniu suki. Nie, one odpadają, ktoś inny? Nikogo takiego nie zauważyłam. Zaczęłam się jeszcze bardziej rozglądać, przed oczami mignął mi jakiś ruch i poczułam, jak coś we mnie uderza, po chwili byłam juz na ziemi, lecz Coś ciągle na mnie siedziało.
-Sucrette! - wykrzyknęło coś, a raczej Ken. Wszędzie poznałabym ten głos, cieńki, irytujący głos który nawiedzał mnie w koszmarach rok temu. Brrrr....Mimowolnie się wzdrygląłam i podniasłam się z ziemi mało delikatnie zwalając Kena na podłogę.
-Co ty do cholery robisz?!
-Ja..ja się tu przeniosłem rok temu, i..i dowiedziałem się, że ty też sie tu przenosisz... i... i ja się tak ucieszyłem, i jak cię...cię zobaczyłem, to tak się ucieszyłem...i..- powiedział ze łzami w oczach. Byłam zażenowana.
-No dobra, dobra, nic się nie stało, nie rycz już....- mruknęłam otrzepując spódnicę z kurzu. Kiedy ostatnio sprzątali w tej szkole?!
-Jasne!- wykrzyknął z nieco zbyt dużym entuzjazmem. Dopiero co ryczał, ten to ma chuśtawki nastroju. Jak baba w ciąży.- Kiedy się tu przeniosłaś ?!
-Nie wrzeszcz....- powiedziałam bez emocji.- A przeniosłam się tu wczoraj.
-To suuuuper!
-taaa.... Ej, Kentin, wiesz może, gdzie mogę zrobić zdjęcie do dokumentów?
-Jasne! - czemu on ciągle krzyczy?- Na bazarze u takiego miłego pana.- ten opis tak bardzo dokładny, wow...
-Dobra, nie ważne, ja idę, pa..- mruknęłam odchodząc. Ken coś tam jeszcze wołał, ale, kogo to obchodzi? Nie jest tak, że go nie lubie, jest mi obojętny, momentami jest nawet fajny, ale... No właśnie, jest "ale". Jeszcze w mojej starej szkole chodziliśmy razem do klasy. Od czasu do czasu gadalismy, raz czy dwa spisywał ode mnie matmę, ale nic więcej. Czasem dało się z nim normalnie pogadać, pośmiać się, ale rok temu Kentin się... zakochał w tym samotnym emosiu nazywanym Sucrette, i stał się... nachalny. BARDZO nachalny. I to wtedy zaczęły mnie nawiedzać koszmary z Kentinem w roli głównej. Nawet go lubiłam, ale dostał tej choroby zwanej "miłością", nie, to raczej była obsesja`. Ech.... a mógł byc taki porzadny koleś, no nic... Udałam się do wyjścia, ale drogę zastąpiła mi dziewczyna o blond włosach. Tak,ta sama, która stała przy szafkach chwilę temu. Oczywiście, była ze swoją świtą, jakżeby inaczej... Znam takich ludzi, wielkie "księżniczki" które myslą (hahaha, myślą, dobre nie? dop. Aut) że mogą wszystko, taka to jest w każdej szkole.
-Patrzcie, kogo tu przywiało, hihihi. Ej, ty, nowa, wyjaśnijmy sobie coś, w tej szkole to ja rządze, lepiej, żebyś o tym pamiętała, bo możesz mieć kłopoty. - spojrzała na mnie wyczekująco, jakby spodziewała się, że zaczne sie trząść ze strachu. Po moim trupie.
-Grozisz czy obiecujesz?- spytałam bez emocji. Jej mina, bezcenna, pewnie byłaby lepsza bez tej tony tapety na ryju, bo, sory, twarzą tego nie mogę nazwać...
-Jak śmiesz?! Jesteś tylko dziwną nówką! - Oho, ktoś tu ogląda Monster High (potwierdzone info dop. Aut)..
-Za to ty jesteś dziwną starą, ale czy ja się czepiam? Dobra, zejdz mi z drogi...
-Oberwiesz za to!- Pomimo tej całej tapety widziałam pulsującą na jej czole żyłkę. Podniosła ręke, jakby chciała mnie uderzyć. Spojrzałam na nia jak na debilkę. Ona naprawdę myśli, że po spędzeniu całego życia na blokowisku w duzym mieście nie będe omiała się bić? Nie wierze....
Uderzyła, a ja bez wysiłku zrobiłam unik, nie ,tego unikiem nie można nazwać, po prostu przechyliłam głowę bardziej w lewo. Ona naprawdę nie umiała się bić. Kiedy ona łączyła wątki, ja spokojnie ją ominęłam i wyszłam ze szkoły. Słyszałam jeszcze jak mi się odgrażała swoim piskliwym głosikiem, zamknąłam oczy i z uśmiechem pokręciłam głową. Otworzyłam oczy w chwili, gdy wpadł na mnie chłopak o czerwonych włosach. No pięknie, dwa razy na ziemi jednego dnia. Uderzyłam głową o chodnik. Cudnie, ale przynajmniej nie krwawie... Usiadłam na ziemi rozmasowując bolącą głowę.
- Ałć...
-Patrz jak chodzisz- dotarł do mnie dosyć zimny, lekko rozbawiony meski głos. Jak on śmie?! Nie będzie tak do mnie mówić, po moim trupie!
-To ty na mnie wpadłeś, durniu!
-Ejejej, co to za słownictwo mała?- wciąż jest taki rozbawiony?
Wstałam, może trochę za szybko, i wycelowałam w niego oskarżycielsko palcem.
-Nie mów do mnie mała!
- A jak? Jesteś tak niska, że muszę się pochylić, żeby na Ciebie spojrzeć- powiedział i się rozesmiał. Dlaczego do cholery każdy chłopak tutaj ma taki ładny smiech ?! Zerknełam na mojego "nowego kolegę". Dlaczego ?! Dlaczego oni muszą być tacy ładni?! Prze de mną stał dosyć dobrze zbudowany, nie jakoś szczególnie wysoki chłopak, o czerwonych włosach siegających trochę za ucho, czekoladowych oczach, i z kpiącym uśmiechem... Ubrany był w czarną skórzaną kurtke, czerwony t-Shirt zespołu Wingded School, czarne spodnie i czerwone trampki. Wiedziałam, że z moim wzrostem 1,65 nie wygram w tej dyskusji, więc postanowiłam subtelnie zmienić temat.
-Słuchasz Wingded School?
-Tak, a co?
-Nic, po prostu też ich słucham, i pomyslałam, że...
-Też ich słuchasz?!- kolejny z huśtawkami nastroju....
-No, tak...
- Dziewczyny zwykle nie słuchają takich rzeczy...
-A czy ja wyglądam jak przeciętna dziewczyna?- spytałam krzyżując ręce i podnosząc jedną brew do góry. Chwilę taksował mnie wzrokiem, po czym uśmiechnął się lekko.
-Nie , jestes CAŁKOWICIE inna od dziewczyn, które znam.
-Uznam to za komplement.
-To tak zrób, i wszyscy będą zadowoleni.
Fajnie się z nim gada....
-Kastiel- powiedział, a ja zorientowałam się, że właśnie mo się przedstawia. Poprawiłam torbę na ramieniu.
-Sucrette- powiedziałam, a on zaśmiał się cicho.
- Mam nadzieje, że twoi starzy juz za to oberwali- powiedział wciąż się uśmiechając, lecz ja momentalnie straciłam dobry humor. Zacisnełam ręce w pięści i spuściłam wzrok. Może kidyś by mnie to śmieszyło, ale nie teraz, nie po tym wszystkim.
- Su, wszystko... w porządku?
-Primo : nie starzy, tylko rodzice, sekundo: tak, oberwali, bardzo mocno...- powiedziałam, a po moim policzku spłynęła samotna łza. Odeszłam szybkim krokiem, ale czułam na sobie pełne niezrozumienia spojrzenie chłopaka. Gdy byłam wystarczajaco daleko, otarłam łze i udałam się na bazar.
-Cholera, wciąż sobie nie radzę, kiedy ludzie poruszją ten temat...- szepnęłam do siebie kierując się do salonu fotograficznego.
................................................................15 min póżniej......................................................................
Wróciłam właśnie do liceum. Była już przedostatnia przerwa, a ja bez zbędnych ceregieli udałam się do pokoju gospodarzy, do tego blondyna, kurde, wciąż nie pamiętam jego imienia... Weszłam do pokoju bez pukania i stanęłam jak wryta. Kastiel właśnie kłócił się z tym blondynem, nie mam pojęcia o co, słyszałam tylko krzyki. Po chwili miałam już dość.
-DOSYĆ!!!
Chłopaki spojrzeli na mnie jak wryci.
-Jak wy się zachowujecie?! Jesteście w podstawówce, czy co?! Zachowujcie się!
-Su?- Kastiel był wyrażnie zdziwiony.
-Su..Sucrette?- blondyn nie był lepszy.
Bez emocji podeszłam do blondyna i podałam mu zdjęcie.
-Ok, teraz twoja teczka jest już kompletna.
- Ej, mała, wszystko ok?- Przemilcze fakt, że Kastiel znów nazwał mnie "mała". Już dawno przeszła mi złość na niego, to nie jego wina. Nie wiedział, nikt nie wiedział, i ja już dopilnuje, żeby tak zostało. Nie chcę litosci, a tym "przykro mi" już rzygam.
-Ok, ok...
-Kastiel właśnie wychodzi- powiedział chłodno blondyn. Momowolnie się wzdrygnęłam. Nie sądziłam, że ten uśmiechnięty i spokojny blondynek może być taki... zimny.
-Wrócimy jeszcze do tego! - powiedział Kastiel celując palcem w gaspodarza szkoły, po czym wyszedł trzaskając drzwiami. Wtej samej chwili chłopak odetchnął i przeczesał palcami włosy.
-To twoja teczka, musisz dostrczyc ją do dyrektorki- powiedział znów z uśmiechem. Nie rozumiem...
-Dobra, gdzie ją znajdę?
- Powinna być teraz na korytarzu głównym, właśnie wraca do domu.
-Dobra, ja lece, pa!- krzyknęłam i już miałam wyjść, gdy nagle usłyszałam głos blondyna.
-Nataniel.
-Co?
-Mam na imię Nataniel- powiedział z jeszcze większym uśmiechem, a ja stanęłam jak wryta. Nataniel tylko się uśmiechnął.- Przecierz widzę, że nie pamiętasz mojego imienia.
- Spoko...- powiedziałam spalając buraka i wyszłam.
Już po chwili zauwarzyłam niską, dosyć pulchną kobietę w różowej sukience z idealnym kokiem. Podeszłam do niej pewnym krokiem.
-Dzień dobry.
-Oh, dzień dobry, skarbie. To ty jesteś tą nową uczennicą?- spytała z miłym usmiechem.
-Tak, to ja jestem tą nową. To moja teczka- powiedziałam podając jej teczkę.
-O, dziękuje, tak, to już wszystko związane z twoimi przenosinami. Mam nadzieję, że będziesz sie dobrze czuła w naszym liceum, Dowidzenia- powiedziała odchodząc.
-Dowidzenia!- krzyknełam za nią, a gdy znikneła mi z oczu odetchnęłam z ulgą.
-SUCRETTE!
Odwróciłam sie i zobaczyłam Nataniela biegnącego w moim kierunku. Gdy już "dotarł", spojrzał na mnie ze swoim "firmowym" uśmiechem, a na jego twarzy dostrzegłam małe rumieńce. Pewnie z wysiłku, po tym jak dyszał, mogłam do stwierdzić po jego ciężkim oddechu, przynajmniej będe to sobie tak tłumaczyć.
-Sucrette, nie chciałabyś może, żebym.... pokazał ci biblioteke?- spytał unikając mojego wzroku. Usmiechnęłam się lekko.
-Dziś nie mogę, Agata wraca ze stolicy, i chciałabym spędzić z nią trochę czasu- powiedziałam zgodnie z prawdą poprawiając torbę.
-Aha, rozumiem- odparł chyba zawiedziony chłopak. Nie mogłam na to patrzeć, dobrze wiem, że to miała być randka, a przyjazd Agaty był mi teraz BARDZO na ręke, ale... nie chciałam, żeby ten chłopak smutał przez następny tydzień. Dlaczego jesteś tak miękka, Su?!
-Ale jutro mam czas, możesz mi ją pokazać przed lekcjami?- Głupia! Przecierz nie lubisz go w TEN sposób, chcesz, żeby akcja z Kenem się powtórzyła?! Wykręcaj się, ŁGAJ!
-Jasne- ale... blondyn był teraz taki szczęśliwy... No dobra, pójdę tam z nim, niech stracę. Poza tym, bardzo przyda mi się znajomość drogi do biblioteki. Odwróciłam się i wyszłam ze szkoły.
-Jestes miękką idiotką Su.- szepnęłam do siebie i odetchnęłam. Już miałam odejść, gdy drogę zastąpił mi czerwonowłosy. Ciekawe, czy je farbuje, czy nie?
-Siema mała.
-Nie jestem mała. - mruknęłam, ale jakoś bez przekonania.
-Jesteś, jesteś, dobra, mniejsza z tym- powiedział złośliwie na mnie spoglądając. Ja tylko prychnęłam z wyższością, na co on zaśmiał się serdecznie.
-No, co chcesz?
-Muszę ci coś pokazać.- powiedział łapiąc mnie za łokieć, i ciągnąc mnie w tylko sobie znanym kierunku.
-ALE, Kastkiel, ja muszę iść do domu!!!
-Dom nie zając, nie ucieknie..
-Ale, Kastiel!- krzyknęłam zrezygnowana.
Weszliśmy na klatkę schodową z wielkim, czerwonym napisem NIE WCHODZIĆ, super...
Jeszcze jedna klatka schodowych i weszliśmy........ na dach. Widok zapierał dech w piersiach, było cudownie. Kastiel puścił moja ręke, a ja od razu podeszłam do barierki.
-Tu jest świetnie!!!
-Jak ci się znudzi, to mów- powiedział siadając przy ściance.
Uwielbiam przebywać na dużych wysokościach. Do oczu napłynęły mi łzy. Zalała mnie fala cudownych wspomnień, ścisnęłam mocniej barirkę.
Pamiętam, jak jakiś rok temu pojechałam na wakację z Cinną, nad morze.
Gdy po jakiś 10 minutach znudziły nam się spacery po plaży, usłyszeliśmy krzyki, ale nie takie, jak w horrorach, to były krzyki szczęścia, krzyki pełne eufori. Hałasy dochodziły z ok.10-metrowego klifu. Szybko się tam udaliśmy. Na klifie stała grupa osób w wieku od 16 do 19 lat, którzy.. skakali z klifu. Wszyscy mieli mokre ubrania i byli niezwykle szczęśliwi.
-Co robicie?- spytałam niezwykle pewna siebie. Cinna spoglądał to na mnie, to na "przywódce"- czarnowłosego chłopaka o opalonej skórze, na oko 19-letniego. Cinna zawsze był jakiś taki płochliwy, niepewny siebie, pewnie przez to, jak był traktowany ze wzgledu na swój niecodzienny wygląd.
-Su, cho..chodżmy już, może?
-Nie, Cinna, cicho siedż- uciszyłam mojego przyjaciela.
-Słuchaj chłopaka, mała. To sport nie dla dzieci.- na te słowa cała aż się zagotowałam. Zerknęłam na grupkę 16-latków stojących za chłopakiem. Wycelowałam w nich palcem.
-A oni?! Jesteśmy tylko o rok młodsi od nich!- wszyscy, z wyjątkiem Cinny, spojrzeli na mnie zdziwieni.
- I..ile wy macie lat?- spytał zbity z tropu Przywódca.
-15....- powiedział cicho Cinna.
-Nauczycie nas skakać z klifu?- spytałam bez ogródek.
-Jaaasne, jeśli najpierw udowodnicie nam, że wiecie, czym jest adrenalina, niebezbieczeństwo i prawdziwa zabawa!
-Skaczcie!- krzyknął ktoś z tyłu. Zerknęłam na Cinnę wyzywającym wzrokiem.
-Nawet. o. ty. nie. myśl.- powiedział wyrażnie. Ja tylko puściłam mu oczko i podeszłam do krawędzi klifu. Spojrzałam w dół i już wiedziałam, że skok będzie super.
-TY...TY NAPRAWDĘ CHCESZ TO ZROBIĆ?- spytało Chodzące Solarium.
-No jasne.- powiedziałam wzruszając ramionami. Potem odwróciłam się do nich, usmiechnęłam się i przechyliłam. Po chwili już spadałam. To było cudowne, nawet teraz nie potrafię opisac tego uczucia, a kiedy wpadłam do wody.... To było super. Po chwili unoszenia się na powierzchni wody popłynęłam do brzegu i wróciłam na klif. Wszyscy byli pod wrażeniem, nawet Cinna. Po chwili i on skoczył, od tamtej pory w każdy weekend skakaliśmy z Desu i innymi (Desu to Chodzące Solarium dop.Aut.).
Usmiechnęłam się na to wspomnienie. Spojrzałam w dół i uśmiechnęłam się szerzej. Obejrzałam się napotykając zaciekawiony i nieco zaniepokojony wzrok Kastiela. Uśmiechając się przeszłam przez barierkę i stanełam naprzeciw śmierci.
-SU?! CO TY ROBISZ?! ZŁAŻ STAMTĄD! TO NIEBEZPIECZNE!
Odetchnęłam i jeszcze chwilę podziwiałam widok. To było cudowne. Po chwili przeszłam przez barierkę i napotkałam spojrzenie przerażonych, czekoladowych oczu. Po chwili poczułam silny uścisk, który zniknął tak szybko jak się pojawił.
-CO TY SOBIE MYSLISZ?!- krzyknął rostrzęsiony czerwonowłosy. Na jego widok wybuchłam smiechem, tak nie śmiałam się od... wypadku.
-Ty...Ty naprawde myslałaś, że skoczę? Nie wierze.. Martwiłeś się- mówiłam to wszystko wciąż chichocząc. Kastiel odwrócił wzrok wielce obrażony.
-Nie strasz mnie tak wiecej...
-Dobrz, dobrze, przepraszam, no już, nie fochaj się.. Dobra, ja już lece, na razie- powiedziałam wciąż chichocząc. Weszłam na klatkę schodową i schodząc dwa piętra w dół wyszłam z liceum, po czym udałam się do domu. Włączyłam komórkę i od razu zaatakowały mnie SMS-y od operatora o nieodebranych połączeniach od Agaty. Z cichym westchnieniem oddzwoniłam. Ciocia odebrała juz po dwóch sygnałach.
-No cześć Agata, co chciałaś?
-Hej Sucrette, mama złą wiadomosć..
-Jaką?- spytałam lekko zaniepokojona.
-Nie dam rady dziś przyjechać, będe najwcześniej w sobotę.- mogę przysiąc, ze teraz krzywo się uśmiechała, jak zawsze, kiedy przekazywała złe wiadomości.
-No.. dobra.. to do soboty..- powiedziałam zrezygnowana i się rozłączyłam. Nawet nie wiem kiedy doszłam do domu. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Od razu poszłam do swojego pokoju i włączyłam Skype'a. Usmiechnęłam się do siebie na widok zielonej kropki przy nazwisku Cinny. Od razu się połączyłam. Już po chwili zobaczyłam uśmiechniętego Chłopaka.
-Hej Cinna
-Siemka Su, co tam?
Opowiedziałam mu z grubsza cały dzień, a on tylko słuchał nie przerywając mi. To w nim uwielbiałam, zawsze mogłam się mu wygadać.
-A co u ciebie?
-A , nic specjalnego, dzień jak zwykle, kilku debili, kilku normalnych ludzi, wredni nauczyciele...
Chwilę jeszcze pogadaliśmy, gdy w połowie zdania przerwł mi dzwonek do drzwi. Cinna spojrzał na mnie przerażony i szybko się pożegnał (czyt. Powiedział "nara" i sie rozłączył). Siedziałam chwilę osłupiała analizując co sie stała. Wzruszyłam ramionami, ale naprawdę sie martwiłam, od wyprowadzki Cinna zachowywał się coraz dziwniej, a teraz..? Nie zaprzątaj sobie tym głowy, Su. Nie denerwuj sie sprawami, na ktróre nie masz wpływu. To sobie powtarzając wzięłam prysznic, przebrałam się w piżamę i poszłam spać.